piątek, 1 lutego 2013

Smutek

To nie jest dalsza część mojej historii. To tylko takie wyrzucenie z siebie uporczywych myśli...
______________________________________

Znów mam doła. Obejrzałam wesele, na którym byłam i, po raz kolejny, doszłam do wniosku, że nigdy nie będę tego miała.  Nie chodzi mi o huczne wesele na 200 osób. Chcę tylko mieć przy swoim boku kogoś, kto pokocha mnie taką, jaka jestem. Kto będzie mógł mnie czasem przytulić. Powiedzieć ciepłe słowo. Tak wiele wymagam? Chcę niemożliwego? Za każdym razem, kiedy myślę, że przecież nie jestem tak brzydka, żeby nie móc się podobać mężczyznom, zaraz przychodzą te negatywne myśli. Przypominam sobie o swojej chorobie i wtedy widzę w sobie same wady. Przypominam o zabiegach, jakie czasem trzeba mi robić. Nie są wielkie, ale niektórzy nawet nie wiedzą, jak one wyglądają. Albo jest mi ich wstyd i myślę, że będę się wstydzić przed chłopakiem, o ile jakiś się ze mną zwiąże. W Internecie było  kilku takich, którym się podobałam, ale kiedy pisałam, że jestem niepełnosprawna, znajomość kończyła się tak szybko, jak się zaczęła. Albo, jeśli już jakaś przetrwała, to każdy patrzy na mnie jak na koleżankę, przyjaciółkę. Ktoś mnie kiedyś zapytał „po co Ci ktoś taki?”. Nie chcę takich, ale za którymś razem doszłam do wniosku, że tak będzie już zawsze. Że każdy będzie ode mnie uciekał tylko dlatego, że jestem chora. W końcu Internet to nie swatka…
Ale jak inaczej można  znaleźć miłość, skoro nie wychodzi się z domu, a jeśli już, to z całą „eskortą”? Żeby znieść mnie i wózek z drugiego piętra, trzeba co najmniej dwóch osób. Potem jednej też jest ciężko. Przecież nikt wtedy do mnie nie podejdzie, nie zagada.
Czasem myślę, że lepiej by było, gdybym w ogóle nie przyszła na ten Świat. Samobójstwa nie popełnię, bo wiem, że skazałabym moich bliskich na cierpienie. Poza tym nawet zabić się nie jestem w stanie. Ale gdybym nigdy się nie urodziła, nie znaliby mnie, nie pokochali, wszystkim nam byłoby łatwiej. Mnie nie doskwierałaby samotność, moja rodzina nie męczyłaby się ze mną. Zdaję sobie sprawę, że jestem dla nich ciężarem, choć moja siostra temu zaprzecza. Kiedyś oglądałam film o dziewczynie, która w wieku 11 lat uległa wypadkowi samochodowemu, na skutek którego była w niemal takim samym stanie, jak ja – całkowicie sparaliżowana i podłączona na stałe do respiratora. Z tymże ja mogę ruszać głową, a ona nie mogła. No i ona wychodziła normalnie z domu, studiowała. Historia Brooke Ellison się nazywał. Widziałam zmęczoną twarz jej matki i myślałam o swojej oraz o siostrze. Był tam nawet wątek miłosny. Dziewczyna zakochała się w koledze ze studiów, który już je kończył i wyjechał, a po kilku miesiącach napisał do niej maila z informacją, że się zaręczył. Pomyślałam wtedy, że takie osoby chyba po prostu są skazane na samotność. Że nikt nigdy nas nie pokocha. Chociaż przecież istnieją osoby niepełnosprawne, które mają swoje drugie połówki, nawet dzieci. Dlaczego więc ja nie mogę znaleźć swojej miłości? Co jest ze mną nie tak? Poza chorobą… To chyba o to chodzi. A że to się nigdy nie zmieni, mogę się pożegnać z marzeniami o pięknym ślubie. Chociaż… Pomarzyć zawsze można, prawda? To, że moje marzenia się nie spełnią, to już inna sprawa…